

W tej bibliotece nie poczytasz
Ile rzeczy potrzebujemy na własność? Zwłaszcza takich, które nie są wykorzystywane zbyt często?
Każdy majsterkowicz wie, że elektronarzędzia kosztują. Dlatego zanim je wyrzucimy próbujemy je naprawiać. I dobrze. Jednak prędzej, czy później każdy sprzęt kończy swój żywot. Zużyte narzędzia można oddać za darmo w jednym z głogowskich PSZOK-ów. Są cennym źródłem odzyskiwanych materiałów. Możemy w ten sposób dać im drugie życie. Okazuje się, jednak, że to nie jedyny sposób ekologicznego podejścia do gospodarki materiałowej.
Na świecie funkcjonują miejsca nazywane „bibliotekami rzeczy”. Można w nich za darmo wypożyczyć dowolny sprzęt, tak, jak wypożycza się książkę z biblioteki. Oczywiście i u nas nie brakuje wypożyczalni narzędzi. Za każde wypożyczenie trzeba jednak zapłacić. Korzystamy z tej możliwości przy okazji dużych inwestycji remontowych. I bardzo dobrze. Po co kupować młot pneumatyczny, który będzie pracował przez kilka godzin? Jest jeszcze pomoc sąsiedzka, ale umówmy się: młoty pneumatyczne są rzadko na wyposażeniu standardowej, polskiej rodziny.
Uszyte na miarę
Pozostaje odpowiedź na pytanie: po co nam „biblioteki rzeczy”, skoro istnieją płatne wypożyczalnie? Czy chodzi tylko o koszty? Nie. Po pierwsze, nie każdy sprzęt znajdziemy w wypożyczalniach płatnych; np. taki, który służy do uprawiania hobby. Wypożyczenie maszyny do szycia pozwala nam eksplorować nowe rejony, bez narażania się na koszty związane z jej kupnem. Któż z nas nie podejmował różnych, hobbystycznych, nieudanych prób? Po drugie, biblioteki mogą być dobrym miejscem do organizowania warsztatów. Po trzecie, takie biblioteki, prowadzone najczęściej przez lokalne stowarzyszenia non-profit, budują wspólnotową, lokalną tożsamość.
Może zatem warto sięgnąć po budżet obywatelski? Tu znajdziecie inspiracje: